Feedback
Bidra med feedbackMoja ostatnia rowerowa wycieczka po Warszawie (mieszkam pod Warszawą więc przejechanie do Centrum mogę nazwać wycieczką zatrzymała się na chwilę w bardzo przyjemnej restauracji na Nowym Mieście, restauracja Freta 33. Wybór był przyznam odrobinę przypadkowy, kto był na Nowym Mieście wie, że restauracji jest tam sporo. Najpierw stanęliśmy z J. i zastanowiliśmy się na jaki rodzaj jedzenia mamy dziś ochotę – padło na włoskie. Nieopodal jest inna restauracja z taką kuchnią ale tam zawiedliśmy się ostatnim razem. Więc zobaczyłam ten przyjemny ogródek w jasnych kolorach otoczony piękną lawendą i powiedziałam do J. że jemu TU. Absolutnie nie żałujemy tej decyzji.
Wszystkie moje wizyty w tej restauracji wspominam bardzo dobrze. Przemiła obsługa, ciepłe wnętrze urządzone ze smakiem (białe kafelki, szare ściany, butelki win, menu napisane kredą, drewniana podłoga i miękkie kanapy) tworzą naprawdę miłą atmosferę równie dobrą na niedzielny obiad, jak i na kawę z przyjaciółką. Cieszę się, że jest także możliwość siedzenia na zewnątrz z widokiem na nowe miasto i pod przykryciem ciepłego koca. Co do jedzenia wspomnę o dziennym menu. Zawsze sezonowym i ciekawym. Dzisiaj jadłam pieczoną dynię z figami, rukolą i sosem bazy liowym. Wyglądała tak apetycznie, że pożarłam kawałek, zanim zrobiłam zdjęcie. Smak oczywiście nie zawiódł. Naprawdę muszę jeszcze kiedyś powtórzyć tę kombinację smakową. Cieszę się, że restauracja jest przyjazna dzieciom i w ten sposób udało nam się zamówić dla naszej najmłodszej uczestniczki ubiadu danie spoza karty, czyli makaron z łagodnym sosem pomidorowym. Skoro nie była to pierwsza wizyta, to na koniec zapewnię, że na pewno również nie ostatnia. Do takich miejsc aż chce się wracać.
W tym jednym z wielu ogródków na Freta wypiłem chyba najlepszą lemoniadę w ciągu kilkudniowego rajdu po Nowym Mieście. Za godziwą cenę 10 zł była pełna treści, to znaczy kawałków pomarańczy, cytryny, limonki, lodu, mięty, o zrównoważonej słodkości. Podana szybko i sprawnie przez młodego kelnera z kucykiem. A widoki z ogródka doskonałe! Bo oprócz przejeżdżających dorożek z turystami są i kolejka turystyczna oraz wyjątkowy piętrowy tramwaj konny! Poza tym sam Rynek Nowego Miasta jest wspaniały, bo tu dużo zieleni i w perspektywie piękny kościół rotundowy i klasztor sióstr sakramentek, a na wprost stara pompa miejska. We wrześniowe popołudnie tłum turystów znacznie rzadszy niż latem.
Bardzo sympatyczny lokal, gdzie obsługa czuwa nad wszystkim i pojawia się natychmiast gdy czegoś potrzeba. Jedzenie przepyszne i elegancko podane. Porcje raczej nieduże więc zdecydowanie nie dla obżartuchów. Ceny, cóż... każdy lokal musi mieć jakąś wadę : Niemniej polecam jako miejsce dla dwojga.
W ostatnia sobotę wybraliśmy się z moją żoną na obiad do naszej ulubionej restauracji na Freta 33. I dzisiaj „coś” mnie naszło, aby serdecznie polecić ten bezpretensjonalny i sympatyczny lokal, który znamy od lat. Ponieważ byliśmy po drugim śniadaniu ograniczyliśmy się do konkretu, co w moim przypadku znaczyło penne razowe z cieciorką, cukinią i kawałkami kurczaka. Na Freta makarony mają swoją tradycję, np. legendarne penne ze szpinakiem w sosie pomidorowym... Ale ta nowość naprawdę zrobiła na mnie wrażenie, konstatując to z perspektywy czasu zrobiłbym takie danie bez kurczaka, dla tych co lubią się zdrowo odżywiać. Myślę, że zamówię to danie następnym razem w takiej formie. Ale jeżeli ktoś lubi wiedzieć, za co płaci, to może być z kurczakiem. Zwykle wymieniamy się w połowie, więc za chwilę pochyliłem się nad „Owoce morza 33”. Tym razem jakoś długo nie mogłem się doczekać, chyba wyjątkowo spodobało się to danie mojej żonie i małej Tosi w brzuszku dostałem tylko jedną trzecia, ale za to świetną jedną trzecią kaszy gryczanej z małymi ośmiorniczkami, małżami i dwoma (tyle się ostało) krewetkami, kasza „przesiąknięta” delikatnie aromatem morskim, poprzetykana z rzadka pietruszką. Mhmmm, to od soboty jest mój faworyt na Freta. Wina nie było, bo mała Tosia, a ja kierowca, ale wina na Freta, jak każdy bywalec wie, są w miarę przyzwoite, a w szczególności w swojej budżetowej kategorii mają korzystną relację jakości do ceny. Za to moja żona zjadła wspaniały deser produkcji domowej żony kierownika tego lokalu. Była to gąbka czekoladowa z gruszką z kompotu w towarzystwie dodatkowo zamówionej gałki lodów waniliowych, polecam. Ja wypiłem pyszną kawkę i jak na skrzydłach zanurzyliśmy się w jesienny spacer. Aha, jak zwykle przemiła, tym razem męska, obsługa, którą można poprosić o wszystko...